Socialroom | Złapani w chińską sieć cz.1: Internet w Państwie Środka
289
post-template-default,single,single-post,postid-289,single-format-standard,ajax_fade,page_not_loaded,,qode_grid_1300,qode-theme-ver-17.2,qode-theme-bridge,disabled_footer_top,disabled_footer_bottom,qode_header_in_grid,wpb-js-composer js-comp-ver-5.6,vc_responsive

Złapani w chińską sieć cz.1: Internet w Państwie Środka

Złapani w chińską sieć cz.1: Internet w Państwie Środka

Czego dowiesz się z tego wpisu?

– Jak funkcjonuje Internet w Chinach?
– W jaki sposób władze Chin starają się ograniczyć wolność użytkowników w Internecie?

 

Chiny. Ogromny kraj z mnóstwem kontrastów. Na naszą pierwszą wyprawę wybraliśmy Szanghaj, choć należałoby powiedzieć, że Szanghaj trafił się nam ze względu na świetną ofertę przelotu. Tak więc, padło na to ultranowoczesne miasto z dwudziestoczteromilionową populacją. Długo by opowiadać o urokach tak ogromnej metropolii, jednak temat, któremu warto się przyjrzeć to Internet.

Gdy tylko zabukowaliśmy lot, z wszelkich stron zaczęły bombardować nas ostrzeżenia o tym, jak strasznie ciężko być online w Chinach. Na blogach rozpisywano się o najlepszych VPNach, które jeszcze nie zostały zablokowane przez chiński rząd, filmy z Youtube’a pokazywały perypetie związane z połączeniem Wi-Fi… Ale cóż, lecimy w końcu do Szanghaju, więc na pewno uda się dorwać cokolwiek. Otóż, nie!

Wszechobecne Wi-Fi

Gdy tylko po dwunastogodzinnej przeprawie znaleźliśmy się na płycie lotniska Pudong International, od razu sięgnęliśmy po telefony. Tryb samolotowy odkliknięty, w międzyczasie podążaliśmy za tłumem pasażerów w kierunku terminala. Jest! Jest Wi-Fi! I co, nie było tak strasznie? Wyskakuje komunikat o logowaniu, bezpiecznie przechodzimy dalej po wpisaniu adresu e-mail i numeru telefonu. Mamy połączenie. Oczywiście, zaglądamy na Fejsa, sprawdzamy Messengera i tak jak mogliśmy się spodziewać nic nie działa. Traktowaliśmy to jako miłą ciekawostkę, z lekką ekscytacją sprawdzając czy aby na pewno zablokowany jest też Insta i Snap. Cóż, wszystkie społecznościówki leżą. Nie szkodzi, nie mamy wielkich potrzeb, ale wyruszamy w miasto uspokojeni, bo przecież na pewno wszędzie złapiemy Wi-Fi.

Szybko okazało się jednak, że nasze wyobrażenie było złudne. Choć w tak świetnie skomunikowanym mieście, gdzie płatność telefonami jest na porządku dziennym, a tłumy w metrze podróżują ze wzrokiem wlepionym w najnowsze smartfony, każda sieć Wi-Fi wymaga logowania. Za każdym razem trzeba było ściągać apki, tworzyć konta lub wpisywać numer telefonu, który zazwyczaj nie działał, gdyż potrzebny był taki, który zarejestrowany jest w Chinach. Długo nie mogliśmy tego pojąć, póki nie natknęliśmy się na ekran logowania do sieci McDonalda. Informował nas, że według prawa Chińskiej Republiki Ludowej, nie mogą otworzyć sieci publicznej bez podania danych (choć, oczywiście, baaardzo by chcieli). I tak oto, długie listy Wi-Fi pojawiające się w naszych telefonach, były całkowicie bezużyteczne.

Wszystko pod kontrolą

Co ciekawe, to tylko jedna z metod kontrolowania społeczeństwa przez rząd chiński. Gdy tylko meldowaliśmy się w jakimkolwiek hotelu, proszono nas o paszport, którego ostatnie cyfry stanowiły hasło do Wi-Fi. W jednym z hosteli każdy pokój miał swój osobny router. I tak urzędnicy od razu wiedzieli kto co przegląda w Internecie.

Z tym surfowaniem też bym nie przesadzała, gdyż wyszukiwarki Bing i Yahoo (bo Google, oczywiście, jest zablokowany) nie wypluwały zbyt wielu odpowiedzi. Gdy po wpisaniu hasła pojawiały się trzy, cztery strony wyników, mogliśmy świętować. Większość stron ładowała się wolno, a do części z nich nie mieliśmy dostępu.

Okazuje się, że w celu monitorowania i cenzurowania Internetu, Chińska Republika Ludowa jeszcze w 2013 roku zatrudniała około 2 milionów urzędników. Poza ich stałymi obowiązkami, takimi jak blokowanie IP czy usuwanie antykomunistycznych wiadomości, analizują oni nowo powstałe media społecznościowe w krajach Zachodu. W ten sposób, mogą je natychmiastowo blokować, a następnie pracować nad stworzeniem ich kopii na potrzeby swojego kraju. Rząd Chińskiej Republiki Ludowej doskonale rozumie potrzebę tworzenia społeczności, by socjalizować się i dzielić informacjami w social media, jednak chce mieć nad tym procesem całkowitą kontrolę.

Przed Wami jeszcze druga część artykułu na temat świata social media w Chinach 🙂 Dowiecie się z niej m.in. jakie platformy społecznościowe królują w Państwie Środka, jak użytkownicy radzą sobie z cenzurą i co ma wspólnego koń błotno-trawiasty z memami. Obserwujcie naszego bloga!

Natalia Kalińska,
Social Room